Motoarena Toruń

W kontrze do słów red. Willma i curlingu

26 maja 2009

Jestem kibicem Czarnego Sportu. Nie chodzi oczywiście o gry i zabawy rodem z Afryki, jak zażartował mój serdeczny kolega z Klubu Internautów, a o speedway, który w naszym kraju, moim zdaniem jest niedocenianą dyscypliną sportu. Mówi się dużo o piłce nożnej, która w Polsce od lat jest na miernym poziomie, a o żużlu, nawet w wiadomościach mówi się mało. A przecież rodzima Speedway Ekstraliga to najsilniejsza liga na świecie. Skąd zatem, zamiast słów chwalebnych, niezrozumiała krytyka pod kątem rozwoju tej dyscypliny sportu i budowy, czy modernizacji stadionów?

Od Jankesa do Jagody

Na polskich torach spotykają się prawdziwi twardziele - nie mam oporów, aby nazywać ich współczesnymi gladiatorami. Nie każdy się nadaje, zwyciężają tylko najlepsi. Oprócz polskiej elity Czarnego Sportu, na krajowych zawodach żużlowych oglądamy pojedynki gwiazd speedwaya z całego świata. Na zawody żużlowe przychodzą coraz częściej całe rodziny. Podobnej publiki nie zauważyłem na krajowych meczach piłki nożnej. W sumie wcale mnie to nie dziwi, gdyż widząc takie obrazki, jak na niedawnym meczu Ruch Chorzów vs Lech Poznań, bałbym się o zdrowie, a nawet życie syna, nie mówiąc w ogóle o żonie i córce.

Na zawody żużlowe zacząłem uczęszczać w wieku lat sześciu, kiedy Unia Leszno, w roku 1976 rozpoczęła pasmo sukcesów, zdobywając III miejsce w rozgrywkach o Drużynowe Mistrzostwo Polski. Wtedy też, Zdzisław Dobrucki zdobył tytuł indywidualnego Mistrza Polski. Przez kolejne lata podziwiałem takich zawodników, jak Bernard Jąder, Roman Jankowski (popularny Jankes), Zenon Kasprzak. Pamiętam wyścigi Mariusza Okoniewskiego, czy choćby Ryszarda Buśkiewicza. Na mecze, niestety tylko w czasie wakacji, uczęszczałem w towarzystwie rodziny mieszkającej w Lesznie.

Obecnie, od siedemnastu lat uczęszczam na mecze toruńskich Aniołów. Widziałem upadki i wzloty zawodników Apatora Toruń. Byłem świadkiem kilkukrotnej zmiany nazwy Klubu. Śledziłem wydarzenia w 2007 roku, kiedy ważyły się losu Klubu, które ku uciesze toruńskich kibiców, rozjaśnił Roman Karkosik.

Tegoroczny sezon, Unibax Toruń rozpoczął na nowym, pięknym stadionie. Oficjalna nazwa toruńskiego obiektu brzmi: "Motoarena Toruń im. Mariana Rosego".


"Żużlowi już dziękujemy!" - ot, powiedział, co wiedział...

Unibax przoduje w Extralidze. Po sześciu spotkaniach, jako jedyna w lidze drużyna, może poszczycić się kompletem punktów. Kibice są zadowoleni nie tylko wynikami Aniołów, ale również miejscem, gdzie rozgrywane są zawody. Skąd zatem tyle cierpkich słów, spisanych przez redaktora Adama Willma z Gazety Pomorskiej? Skąd pomysł na ironiczny artykuł: "Żużlowi już dziękujemy!", dotykający budowy toruńskiej Motoareny?

Redaktor Willma na swoim blogu wspomina sto milionów wydane na budowę Motoareny, ale z jakiś nieznanych powodów pomija informację o sprzedaży (terenu) poprzedniego obiektu przy ulicy Broniewskiego za sześćdziesiąt milionów, co w rezultacie redukuje środki na budowę Motoareny do czterdziestu milionów. Na zwróconą w komentarzu uwagę, reaguje "odczepnym": "Koszt budowy stadionu wyniósł 96 milionów. Kto z jakich kupek przekładał miejskie pieniądze ma drugorzędne znaczenie" - może drugorzędne znaczenie, ale jednak ma...

Warto dodać, iż stary stadion wymagał remontu, który zapewne i tak pochłonąłby znaczną ilość środków finansowych. Redaktor Willma napisał: "Według badań przeprowadzonych w 2005 roku mieszkańcy uznali budowę stadionu za jedną najmniej ważnych inwestycji dla miasta, ale trzy lata później nagle zmienili zdanie i - jeśli wierzyć badaniom - zaczęli domagać się stadionu jak niepodległości" - no cóż, bliskość obiektu sportowego od pobliskich zabudowań mogła przeszkadzać mieszkańcom w niedzielnym odpoczynku - to chyba dobrze, że zamiast remontować stary stadion, zdecydowano wybudować nowy i w takim miejscu, gdzie mieszkańcom nie przeszkadza. Przy okazji powstały zapewne nowe miejsca pracy.

"Stadion wybudowany kosztem prawie stu milionów złotych oddano w użytkowanie klubowi sportowemu Unibaks należącemu do Romana Karkosika [...], który będzie używał go 12 razy w roku" - napisał redaktor Willma na swoim blogu i ...pomylił się. Pomylił nawet nazwę toruńskiego Klubu, gdyż nie ma czegoś takiego, jak Unibaks Toruń - jest natomiast Unibax. Niby szczegół, ale jednak.
Podana liczba imprez - owe "12 razy w roku" - również nie jest precyzyjna, gdyż w maju mieliśmy przynajmniej jedną pozakarnetową imprezę, a w sierpniu Jacek Krzyżaniak żegna się z torem - Klub organizuje zawody "Unibax - Reszta Świata".

No cóż, tak to jest, kiedy pisząc artykuł korzysta się jedynie z karnetu, jako ewentualnej ściągi...

Ponadto, Motoarena nie koniecznie przeznaczona jest tylko i wyłącznie do tego, by "kilku zawodowym akrobatom", jak to określił redaktor Willma, zapewnić miejsce do ścigania. 31 maja (niedziela) na Motoarenie odbędzie się impreza z okazji Dnia Dziecka, gdzie od godziny 16:00 będzie można zobaczyć pokazowe przejazdy quadów, zabytkowych i supernowoczesnych motocykli. Swoją sprawność pokażą też najmłodsi adepci speedwaya w drużynie Mistrza Polski UNIBAXU Toruń. Organizatorzy gwarantują szereg atrakcji.

Kolejne pozakarnetowe wykorzystanie Motoareny nastąpi 18 czerwca. Zagra wtedy zespół Feel. Na 9 sierpnia planowana jest uroczystość zakończenia odbywających się w Toruniu igrzysk polonijnych. W czasie tej imprezy również przewidziany jest koncert.

Na Motoarenie śmiało mogą odbywać się również zawody speedrowerowe - tu też mamy sukcesy: TSŻ Pekum - w Toruniu mamy lidera - i nie kurzy się i, hałasu nie ma... Na płycie wewnętrznej Motoareny widziałbym ponadto zawody Four Cross, a już z największą przyjemnością zawody hippiczne. Chociaż nad tymi ostatnimi musiałbym jeszcze pomyśleć, gdyż w myśl słów Redaktora Willma: "żużel zabił już ponad setkę sportowców" - upadek z konia może również zakończyć się tragicznie...

Wspomniana wyżej "ponad setka zabitych przez żużel sportowców" to kolejna nieprecyzyjna informacja, świadcząca o tym, jakby tekst był pisany "na kolanie"... Źródła podają różne liczby zawodników, którzy ponieśli śmierć na torze. W/g Tygodnika Żużlowego jest to liczba 38, zaś w/g opracowania redaktora Henryka Jezierskiego, na torach żużlowych zginęło 41 polskich żużlowców. Niestety, na całym żużlowym świecie, śmierć poniosło ponad 300 osób (wraz z sześcioma osobami, które nie będąc czynnymi zawodnikami, zmarły na skutek kontaktu z motocyklem żużlowym). Zdecydowana większość zginęła na torach, które obecnie nie zostałyby zapewne dopuszczone do zawodów. 66 zawodników zmarło na skutek obrażeń na torze do roku 1939. Z roku na rok, liczba śmiertelnych wypadków jednak malała. Ostatni krajowy żużlowiec, Wojciech Kiełbasa zginął w lipcu 2001 roku.

Nie wiem, czy można założyć, iż więcej niczyja świeca, na torze nie zgaśnie. Zgadzam się z tezą, iż jest to sport niebezpieczny, ale zawodnicy wiedzą, na co się zdecydowali zdając licencję. Skoro są kolejni chętni, by ścigać się ku uciesze licznej rzeszy kibiców żużlowych to nic dziwnego w tym, że kasa na zapewnienie im bezpieczeństwa, mała być nie może.


Wracając jeszcze na jedno zdanie, do sposobów wykorzystania Motoareny, wspomnieć również należy, że przecież gdzieś toruńskie Anioły muszą trenować, by osiągać wyniki - o tym najwyraźniej Pan Redaktor Willma nie pomyślał, podając ilość 12 razy wykorzystania Motoareny...

Curling popularniejszy od żużla?

Jako kibic speedwaya jestem dumny z tego, że mieszkam w Toruniu. Zawody żużlowe to zawsze wielkie widowisko, a takie wymaga obiektu, który tę wielkość podkreśla - Motoarena taka właśnie jest!
Motoareny zazdroszczą nam nie tylko kibice innych klubów w Polsce, ale i na świecie. Motoarena to kolejna wizytówka nie tylko Torunia, ale i Polski. Motoarena jest najlepszym przykładem, że stadionów nie buduje się latami. Motoarena daje Toruniowi szansę na organizację zawodów z cyklu żużlowego Grand Prix - oczywiście po rozwiązaniu problemu z parkingami, ale jednak.

Redaktor Willma, rozliczając koszt budowy Motoareny napisał: "Teraz każdego roku miasto dorzuci parę milionów na utrzymanie kolosa, aby sławić imię Unibaksu w Wielkiej Brytanii, Dani Szwecji i Australii - bo tylko tam ludzie mniej więcej wiedzą o co chodzi z tym jeżdżeniem w kurzu na motocyklach. Bo, niestety, żużel nie jest tak popularnym sportem jak np. curling."

Zanim przejdę do wywołanego przez Redaktora (przez duże "R" - jak widzę) Willma tematu curlingu, chciałbym podkreślić, iż nie tylko w Wielkiej Brytanii, Dani, Szwecji, czy Australii wiedzą coś "jeżdżeniu w kurzu na motocyklach". Regularne rozgrywki ligowe prowadzone są również w 9 innych państwach, a są to: Niemcy, Rosja, Słowenia, Finlandia, Czechy, Włochy, Norwegia, Węgry, Ukraina i Węgry.

Mogę zapewnić Pana Redaktora, iż "coś" o żużlu wiedzą również w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Austrii, Francji, Chorwacji, Słowenii, Słowacji, Belgii, Nowej Zelandii, Rumunii, Holandii, Bułgarii, Argentynie, a nawet w Malezji...

A teraz curling... Popularny w Polsce? Nie będę rozpatrywał, czy o curlingu Redaktor Willma wspomniał jedynie ironicznie, czy też całkiem poważnie rzucił przykładem, ale o tej dziedzinie sportu jest jeszcze mniej informacji we wspomnianych wyżej wiadomościach. Chciałem się dowiedzieć czegoś o uprawianiu tej dyscypliny sportu w naszym kraju. Trafiłem na stronę curling.pl - niestety w przebudowie. Na innej stronie dowiedziałem się, że Reprezentacja Polski uplasowała się na ósmym miejscu w stawce 27 drużyn podczas II Mistrzostw Świata Par Mikstowych. Podobno to wielki sukces naszej pary. Za plecami biało-czerwonych takie curlingowe potęgi, jak Szkocja, Dania, Stany Zjednoczone i Norwegia.

Z całym szacunkiem dla zawodników i kibiców tej dyscypliny sportu, nie uważam jednak, aby curling był bardziej popularny niż żużel... Przynajmniej w Toruniu.

"Nie musimy budować lodowiska, bo już jest" - twierdzi redaktor na swoim blogu. Wikipedia w "Ciekawostkach" podaje: "Polska jest najwyżej notowanym krajem nieposiadającym lodowiska wyłącznie do curlingu". Wyłącznie może i nie, ale faktycznie w Toruniu mamy takie lodowisko - przyznam się szczerze, że nie wiedziałem, iż na tym właśnie lodowisku uprawiać można tę dyscyplinę sportu...

Może, gdyby Pan Redaktor Willma, zamiast nieprecyzyjnie rozprawiać o milionach wydanych na budowę Motoareny, zajął się promocją curlingu, więcej osób trafiłoby na lodowisko przy Chełmińskiej?...

Nie podzielam zdania redaktora Willma w kwestii Motoareny, podobnie jak jedna z osób komentujących jego artykuł: "Jak już poruszamy temat curlingu i liczby osób które uprawiają ten sport to w przytoczonej Kanadzie w hokeja gra 3 miliony kobiet. Jakie ma to przełożenie na hokej w Polsce? Żaden. Żeby było śmieszniej to każdy w Toruniu wie że jest drużyna hokejowa a ona sama jest promowana moim zdaniem dość dobrze a jednak na liczbę hokeistów się to nie przekłada. Podejrzewam że te 100 milionów na promocję dla curlingu byłoby dotacją tak nietrafioną i śmieszną jak Pana porównanie żużla do curlingu."

Wolne myśli...

Po pierwsze - jak już wspomniałem, nie powinno korzystać się jedynie z karnetu, na którego odwrocie wymienione są imprezy sportowe objęte ceną karnetu, jako ewentualnego źródła wiedzy...
Po drugie - głupio wygląda tekst pisany ręką laika, kiedy wypowiada się o sprawach, których kompletnie nie czuje.
Po trzecie - nawet najbardziej krytyczny tekst można napisać tak, aby nie zrazić do siebie czytelnika oraz tak, aby czytelnik po skończonej lekturze nie pokiwał znacząco głową i aby przez tę głowę nie przeleciała myśl, że autorem musi być ...albo, daruję sobie konkretne określenie.
Po czwarte - boję się pomyśleć, jakie teksty zredagowałby Redaktor Willma, gdyby nagle w Toruniu urodziła się prawdziwa gwiazda Formuły 1, a mieszkańcy nagle zapragnęliby - jak niepodległości - toru, na którym nasz osobisty mistrz, wraz z innymi około dwudziestoma zawodnikami (np. w sezonie 2009 rywalizuje dziesięć zespołów, każdy reprezentowany przez dwóch kierowców) zechciałby ścigać się w Grodzie Kopernika... O wypadek też łatwo, wykorzystanie obiektu znikome, inwestycje milionowe... Strach pomyśleć Panie Adamie.