Zapiski Internauty
Moim skromnym zdaniem
maj 20

Ranczo Wilkowyje

Na zaproszenie Artura Barcisia, razem z Anią, 19 października 2012 roku, pojechałem na plan filmowy serialu komediowego „Ranczo”. Co ciekawsze i bardziej przyjemne – a przynajmniej tak mi się wydawało, nie pojechałem tylko ot tak sobie by podziwiać kunszt aktorski Artura i innych aktorów pracujących tego dnia na planie, ale pojechałem by …zagrać kierowcę autobusu. Nie byłem jakoś szczególnie obeznany z prowadzeniem tego typu pojazdów, a moja wiedza, czy umiejętność ograniczała się raczej do przestawiania autobusu na „firmowym parkingu”, gdy zastawiał wjazd do garaży dla BM-21, czyli pojazdów należących do pododdziału, w którym pracowałem (czy jak kto woli służyłem).

Rola była mówiona. Miałem podjechać na przystanek, wypuścić i wpuscić pasażerów, a wyjeżdżającego z Wilkowyj Dudę zapytać: „Kolego wsiadasz? Czy na trzecią czekasz?”… Miałem to powiedzieć w taki sposób, jakbym temu Dudzie zajebiście zazdrościł, że go dwie piękne kobiety całują na pożegnanie. I tu pojawił się problem. Miała być fajna przygoda, która zaczęła się śniadaniem z Czerepachem, a wyszło na to, że sztywniak jestem i nie bardzo potrafię się rozpiąć, gdy patrzy na mnie, a raczej na to, co robię grupa nieznajomych osób. A kiedy do łba dobiła myśl, aby się nie spalić, bo czas, bo ciśnienie, wtedy ogień spalił zmysły i wyszła qpa…

Mówi się – niby jedna kwestia, krótkie zdanie, a kiedy przyszedł czas to jakby mi do głowy ktoś wody nalał. Niby powiedziałem, co powiedzieć miałem, ale jednocześnie pomyślałem, iż pierwej kolejny cud nad Wisłą się stanie, niż moja kwestia na ekran trafi…

Tak, czy inaczej, cieszę się, że wszyscy pasażerowie autobusu przeżyli, że podczas zdjęć nie potrąciłem nikogo z ekipy i, że Anusia jako statystka na przystanek trafiła.

Teraz, z perspektywy czasu i po tym, co zobaczyłem wczoraj na ekranie TV stwierdzam, że ogólnie było naprawdę fajnie. Świadkiem jestem, że aktorzy wykonują bardzo ciężki zawód – i nie chodzi o wyczyny siłowe – to wcale nie takie proste, przekazać słowem i gestem, co autor scenariusza i reżyser mają na myśli. Jak napisałem wyżej, było fajnie, ale biorąc pod uwagę moją zakazaną gębę, szybciej bym się chyba sprawdził, jako bandzior jakiś, niż uprzejmy, grzeczny i seksistowsko zazdrosny typ, patrzący głodnym wzrokiem na kobitki ściskające Dudę.

Wróciłem na własne podwórko, gdzie twardo stąpam po ziemi i na bok sentymenty. Nie jestę aktorę, ale poniżej zamieszczam scenę życia